- Co ty robisz? Przestań! Wstawaj! -
starsza pani strofuje męża szukającego bursztynów na plaży w
Krynicy Morskiej. Mąż z trudem dźwiga się z kolan, kiedy do akcji
wkracza Emi.
- Tam dalej można znaleźć naprawdę
dużo bursztynów - zapewnia.
- Gdzie? - dopytuje z wyraźnym
ożywieniem kobieta (zapewne oczami wyobraźni widzi już na swojej
szyi gustowny naszyjnik z okruchów bałtyckiego złota...).
- No... Na plaży... - odpowiada
rezolutnie Emi, w milisekundę przekraczając cienką granicę między
chęcią bycia miłą - i do bólu konkretną - a nominacją do nagrody w kategorii „Niegrzeczna Osoba Roku”.
Bynajmniej ta pozorna „niegrzeczność”
nie była celowa. To efekt wybuchowej mieszkanki zbyt długiego
przebywania na mocnym słońcu, otartych stóp, zgubionej skarpetki,
bolącego biodra oraz ponad 20 kilometrów w nogach. Ale po kolei...
W poprzednim poście wyjaśniliśmy po
co w sobotę, 11 kwietnia, zjawiliśmy się na granicy polsko -
rosyjskiej, przecinającej Mierzeję Wiślaną kilka kilometrów za
miejscowością Piaski.
Nie kierowała nami chęć zrobienia
„selfiaka” z rosyjskimi pogranicznikami. Co to, to nie. To
właśnie tutaj zaplanowaliśmy początek naszego projektu pod
roboczą nazwą „Tupu - tup, czyli idziemy polskim wybrzeżem”.
Mierzeja jest dla nas swoistym poligonem. Przede wszystkim dlatego,
że tutejsze wybrzeże Bałtyku leży najbliżej naszego domu.
Logistycznie więc są to etapy najłatwiejsze do zaliczenia. To
właśnie na mierzei chcemy m. in. sprawdzić swoje fizyczne
możliwości, ocenić liczbę kilometrów, które możemy przejść w
ciągu dnia, oraz ustalić niezbędną zawartość plecaków.
Początkowo planowaliśmy przejść
odcinek między Piaskami a Kątami Rybackimi - bite 30 km w piasku po
kostki. Do Kątów dojechaliśmy designerskim Peżotem, następnie
przesiedliśmy się do autobusu PKS, którym dojechaliśmy do
Piasków.
Akurat rybacy zakończyli poranny połów, więc wokół
niewielkiego portu zlokalizowanego nad Zalewem Wiślanym unosił się
charakterystyczny zapach świeżo złowionych ryb. Na smażoną
fląderkę, ku wielkiemu niezadowoleniu Ziela, szans niestety nie
było. Poza sezonem Piaski wydawały się na wpół wymarłe.
Ruszyliśmy więc ku granicy, pokonując około 4 kilometry.
Ruszyliśmy więc ku granicy, pokonując około 4 kilometry.
Dzików, grasujących ponoć po całej mierzei, nie uświadczyliśmy. Grożących kałasznikowami rosyjskich strażników granicznych też nie. Za główną reprezentację miejscowej fauny robiły więc wszechobecne mewy i kormorany oraz... wyrzucona na brzeg flądra.
Rybę oczywiście uratowaliśmy (- Ma szczęście, że nie mamy ze sobą patelni...), z kolei zamiast Rosjan spotkaliśmy ich polskiego odpowiednika po fachu. Pan strażnik przez chwilę obserwował nas przez lornetkę, a gdy stwierdził, że nie mamy w planach naruszenia i tak nie najlepszych stosunków międzynarodowych między Polską a naszym sąsiadem, pomachał nam i oddalił się z wydmowego posterunku.
Po krótkim melanżu na granicy
(kanapki, banany, łyk wody) zawróciliśmy w stronę Kąt Rybackich.
Nie był to marsz jednostajny. Co chwilę bowiem schylaliśmy się
na widok drobych bursztynków... Gdybyśmy skupili się tylko na tej
czynności, to domu wrócilibyśmy z pokaźnym workiem. Na plaży w
Piaskach spotkaliśmy też znajomych z Tczewa, zafascynowanych - tak
jak my - jej urokliwością i „bezludnością”.
Gdzieś w połowie trasy między
Piaskami a Krynicą okazało się, że po prostu nie damy rady dojść
aż do Kątów. Emi zaczęło dokuczać biodro i otarta stopa.
Biodro, bo brzegiem morza idzie się „pod kątem”, jedną nogę
obciążając bardziej niż drugą, a stopa to wynik zgubienia...
skarpetki ;). Grząski piasek - jak to piasek - zrewidował nasze
plany co do pokonywania 1 kilometra w określonych czasie. Gdybyśmy
jednak uparli się na dojście do Kąt, marsz skończylibyśmy późno
w nocy. Postanowiliśmy więc zakończyć etap w Krynicy Morskiej,
mając w nogach około 23 kilometry. Po zasłużonym obiedzie
złapaliśmy ostatniego „pekaesa” do Kątów. Na szczęście
samochód jeszcze na nas czekał.
Jeśli los da za niedługo planujemy
kolejny etap: od Krynicy Morskiej do Kątów Rybackich. Dołączycie?
Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMiło powitać na Mierzei Wiślanej :)
Nam również jest miło! :)
UsuńPozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCałym sercem popieram inicjatywę pokazania piękna naszego wybrzeża. Wraz z małżonką już od 1999r. co roku pokonujemy ten dystans wielokrotnie. Zapraszam do odwiedzin naszej strony : Kurganfamily.republika.pl
Na pewno zajrzymy. :) To co zobaczyliśmy na pierwszy rzut oka sprawia, że na pewno jeszcze do Was wrócimy. :) Tematyka baaaaardzo interesująca, a zbioru bursztynów po prostu zazdrościmy. ;) Kolekcja imponująca :) Serdecznie pozdrawiamy. ;)
Usuń