niedziela, 8 listopada 2015

Kruki tańczą nad Caryńską

Będąc w Bieszczadach bazą wypadową mianowaliśmy - z trzydniowym poślizgiem w Smereku - Ustrzyki Górne. Wyszliśmy z założenia, że właśnie z tej miejscowości będziemy mieli najbliżej do wszystkich najciekawszych (czyt. najwyższych :P) bieszczadzkich szlaków. W pewnym sensie to uproszczenie, bo i tak na początek trasy najczęściej trzeba spory kawałek dojść, lub dojechać, no i wrócić z jej mety (o czym na końcu). Ale to w końcu góry, prawda? To właśnie z Ustrzyk Górnych ruszyliśmy zdobyć Połoninę Caryńską, choć innymi opcjami startu są Brzegi Górne, Przełęcz Wyżniańska oraz - po drugiej stronie masywu - Bereżki. 


Połonina Caryńska wznosi się w najwyższym punkcie aż na 1297 metrów (Kruhly Wierch). To genialny punkt widokowy na masyw Wielkiej Rawki, Połoniny Wetlińskiej, Tarnicę i Halicz. Przy dobrej widoczności wprawne oko dostrzeże ukraińskie Karpaty Wschodnie z najwyższym szczytem Bieszczadów Pikujem (1409 m.), Połoniną Równą (1482 m.) i Ostrą Horą (1408 m.). Nazwa połoniny pochodzi od nieistniejącej wsi Caryńskie (zdjęcie nieistniejącej cerkwi poniżej), a caryna to z ruskiego pole lub pastwisko.  


Wejście na połoninę od strony Ustrzyk jest dość wymagające, jednak nie tak bardzo, jak od strony schroniska studenckiego „Koliba” na Przysłupie Caryńskim. Przewodniki podają, że czas podejścia z obu stron różni się zaledwie kwadransem, ale nasze zejście do „Koliby” - i to w dość szybkim tempie! - było i tak dłuższe niż... sugerowany czas podejścia. Uważajcie też na pasikoniki. Te sprytne bestie tylko czekają, aż weźmiecie je w ręce, aby w najmniej oczekiwanym momencie was chapnąć...


Tak jak na Połoninie Wetlińskiej nasz podziw wzbudzili żołnierze ubiegający się o prestiżową Wojskową Odznakę Górską, tak teraz byliśmy pełni uznania dla dwóch wyczynowych rowerzystów, którzy z jednośladami na plecach chyżo - gdy wszyscy piechurzy wokół wypluwali swoje płuca - wchodzili na szczyty, aby następnie z nich zjechać. Szacunek, panowie! 


Nagrodą za trud była okazja do obserwowania kruczej rodziny. Młode kruki, pod okiem dumnych rodziców, trenowały loty w trudnym, wietrznych warunkach, jakich na szczytach bieszczadzkich połonin oczywiście nie brakuje. „Zwierzęta świata” na żywo! I tylko głosu Krystyny Czubówny zabrakło ;). 


Formalnie rzecz biorąc szlak zakończyliśmy w wspomnianym wyżej schronisku studenckim „Koliba”. Herbata po sześciu godzinach marszu smakowała wybornie, choć nasza obecność na tarasie schroniska chyba nie spodobała się kotu, który przez cały czas patrzył na nas z wyrzutem, jakbyśmy śmieli zająć jego ulubione miejsce na popołudniową drzemkę. 


Po kolejnej niecałej godzinie marszu doszliśmy do miejscowości Bereżki. Stąd do Ustrzyk Górnych mieliśmy jeszcze około pięciu kilometrów, które postanowiliśmy pokonać dzięki pomocy... autostopu (z powodzeniem!). To popularny środek transportu w Bieszczadach, podobnie jak busy, które za niedużą opłatą rozwożą turystów w miejsca, gdzie zaczynają się najpopularniejsze szlaki. Nie bójcie się korzystać z tej formy podróżowania. Wystarczy podnieść kciuk, by po góra kilku próbach złapać „cztery kółka”. Nie bójcie się też podwozić innych osób, zwłaszcza gdy widzicie, że macie ewidentnie do czynienia ze strudzonym piechurem. Sami kilkukrotnie skorzystaliśmy z autostopu i sami też podwoziliśmy innych. Zwłaszcza po zmierzchu i podczas deszczu taka forma pomocy jest czymś wartym propagowania.

2 komentarze:

  1. Ja szczerze polecam wyjazd na Mazury. To piękne miejsce z mnóstwem atrakcji. My chcemy w przyszłym roku wybrać się na kanał elbląski rejsy i zwiedzić okoliczne miejscowości. Nasza lista miejsc do zobaczenia jest ogromna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli planujecie wypad na kajaki to na pewno przydadzą wam się rękawiczki do wiosłowania oraz torba wodoszczelna. Ja ostatnio pływałam bez rękawiczek i dorobiłam sie okropnych odcisków :/

    OdpowiedzUsuń