Będąc w Bieszczadach
bazą wypadową mianowaliśmy - z trzydniowym poślizgiem w Smereku -
Ustrzyki Górne. Wyszliśmy z założenia, że właśnie z tej
miejscowości będziemy mieli najbliżej do wszystkich najciekawszych
(czyt. najwyższych :P) bieszczadzkich szlaków. W pewnym sensie to
uproszczenie, bo i tak na początek trasy najczęściej trzeba spory
kawałek dojść, lub dojechać, no i wrócić z jej mety (o czym na
końcu). Ale to w końcu góry, prawda? To właśnie z Ustrzyk
Górnych ruszyliśmy zdobyć Połoninę Caryńską, choć innymi
opcjami startu są Brzegi Górne, Przełęcz Wyżniańska oraz - po
drugiej stronie masywu - Bereżki.
Połonina Caryńska wznosi
się w najwyższym punkcie aż na 1297 metrów (Kruhly Wierch). To
genialny punkt widokowy na masyw Wielkiej Rawki, Połoniny
Wetlińskiej, Tarnicę i Halicz. Przy dobrej widoczności wprawne oko
dostrzeże ukraińskie Karpaty Wschodnie z najwyższym szczytem
Bieszczadów Pikujem (1409 m.), Połoniną Równą (1482 m.) i Ostrą
Horą (1408 m.). Nazwa połoniny pochodzi od nieistniejącej wsi
Caryńskie (zdjęcie nieistniejącej cerkwi poniżej), a caryna to z ruskiego pole lub pastwisko.
Wejście na połoninę od
strony Ustrzyk jest dość wymagające, jednak nie tak bardzo, jak od
strony schroniska studenckiego „Koliba” na Przysłupie Caryńskim.
Przewodniki podają, że czas podejścia z obu stron różni się
zaledwie kwadransem, ale nasze zejście do „Koliby” - i to w dość
szybkim tempie! - było i tak dłuższe niż... sugerowany czas
podejścia. Uważajcie też na pasikoniki. Te sprytne bestie tylko
czekają, aż weźmiecie je w ręce, aby w najmniej oczekiwanym
momencie was chapnąć...
Tak jak na Połoninie
Wetlińskiej nasz podziw wzbudzili żołnierze ubiegający się o
prestiżową Wojskową Odznakę Górską, tak teraz byliśmy pełni
uznania dla dwóch wyczynowych rowerzystów, którzy z jednośladami
na plecach chyżo - gdy wszyscy piechurzy wokół wypluwali swoje
płuca - wchodzili na szczyty, aby następnie z nich zjechać.
Szacunek, panowie!
Nagrodą za trud była
okazja do obserwowania kruczej rodziny. Młode kruki, pod okiem
dumnych rodziców, trenowały loty w trudnym, wietrznych warunkach,
jakich na szczytach bieszczadzkich połonin oczywiście nie brakuje.
„Zwierzęta świata” na żywo! I tylko głosu Krystyny Czubówny
zabrakło ;).
Formalnie rzecz biorąc
szlak zakończyliśmy w wspomnianym wyżej schronisku studenckim
„Koliba”. Herbata po sześciu godzinach marszu smakowała
wybornie, choć nasza obecność na tarasie schroniska chyba nie
spodobała się kotu, który przez cały czas patrzył na nas z
wyrzutem, jakbyśmy śmieli zająć jego ulubione miejsce na
popołudniową drzemkę.
Po kolejnej niecałej
godzinie marszu doszliśmy do miejscowości Bereżki. Stąd do
Ustrzyk Górnych mieliśmy jeszcze około pięciu kilometrów, które
postanowiliśmy pokonać dzięki pomocy... autostopu (z
powodzeniem!). To popularny środek transportu w Bieszczadach,
podobnie jak busy, które za niedużą opłatą rozwożą turystów w
miejsca, gdzie zaczynają się najpopularniejsze szlaki. Nie bójcie
się korzystać z tej formy podróżowania. Wystarczy podnieść
kciuk, by po góra kilku próbach złapać „cztery kółka”. Nie
bójcie się też podwozić innych osób, zwłaszcza gdy widzicie, że
macie ewidentnie do czynienia ze strudzonym piechurem. Sami
kilkukrotnie skorzystaliśmy z autostopu i sami też podwoziliśmy
innych. Zwłaszcza po zmierzchu i podczas deszczu taka forma pomocy
jest czymś wartym propagowania.
Ja szczerze polecam wyjazd na Mazury. To piękne miejsce z mnóstwem atrakcji. My chcemy w przyszłym roku wybrać się na kanał elbląski rejsy i zwiedzić okoliczne miejscowości. Nasza lista miejsc do zobaczenia jest ogromna.
OdpowiedzUsuńJeśli planujecie wypad na kajaki to na pewno przydadzą wam się rękawiczki do wiosłowania oraz torba wodoszczelna. Ja ostatnio pływałam bez rękawiczek i dorobiłam sie okropnych odcisków :/
OdpowiedzUsuń