piątek, 13 czerwca 2014

Dobre Miasto dobre na raz



Wyobraźcie sobie panoramę, która nie zmieniła się od dobrych sześciu wieków. Nie mam tu na myśli landszaftu z górami, czy jeziorami, ale miejski krajobraz, który podlega przeobrażeniom praktycznie z roku na rok. Jest takie miejsce na Warmii. Nazywa się Dobre Miasto - prawda, że cudownie? :) - i gdyby nie jedna rzecz, to turysta naprawdę nie miałby tu po co zaglądać.


Od końca XIV wieku dominantą Dobrego Miasta są położone nad zakolem Łyny zabudowania zespołu kolegiackiego: bazyliki pw. Najświętszego Zbawiciela i Wszystkich Świętych oraz siedziby miejscowych kanoników - czworobok przypominający trochę swoim założeniem zamek. Kościół jest drugim co do wielkości na całej Warmii i liczy 61,5 metrów długości. Budowa rozpoczęła się około 1359 r. Jego wciąż bogate wyposażenie to dowód na majętność kapituły kolegiackiej, swego czasu trzeciego największego właściciela ziemskiego na Warmii. Świątynia zajmuje część północną założenia, zachodnia i południowa to dawne budynki mieszkalne kanoników, a wschodnia to dawny dom biskupów, zakrystia i brama do miasta. Dzisiaj mieści się tutaj ośrodek rekolekcyjny.





Reper
Co warto zobaczyć we wnętrzu bazyliki?



Na pewno dwa gotyckie ołtarze - mariacki z około 1430 r. oraz św. Anny z około 1500 r.



Warto też rzucić okiem na rzeźbę „Tron Łaski” z początku XVI w., czyli ikonograficzne przedstawienie Trójcy Świętej.




Imponuje bogata snycerka ambony oraz organy składające się z 3522 piszczałek zgrupowanych w 49 głosach.


Podczas, gdy Emi polowała na wyryte na kamiennych płytach nagrobnych czaszki („O, jeszcze jedna!”), ja znalazłem relikwiarz ze szkieletem św. Innocentego (Ok, przyznaję: nie do końca znalazłem, bo wiedziałem, gdzie go szukać :P).


Podczas spaceru w i obok świątyni uwagę moją przykuwały nie tylko piękne elementy wystroju, ale znalazło się również kilka pytań, na których odpowiedzi (jeszcze) nie znam ;) Tymi najbardziej frasującymi podzielę się z Wami niżej ;) 


 


Dlaczego na zewnętrznej ścianie kościoła zauważyć możemy puste miejsce, gdzie najprawdopodobniej znajdował się zegar słoneczny i co się z nim stało?




Ile czaszek i płyt nagrobnych odnaleźć można we wnętrzu bazyliki? Sama naliczyłam ich pięć, lecz pewna jestem, że po dokładniejszej obserwacji znalazłoby się jeszcze kilka...


Oraz ostatnie - czy tylko ja mam wrażenie, że całość kolegiaty jest lekko krzywa? :) Punktów odniesienia może być kilka - pytanie tylko, który z nich byłby najlepszy ;)



Kolegiata to jeden z nielicznych dobromiejskich świadków historii. Ta obeszła się z miejską tkanką okrutnie. Po zajęciu miasta przez wojska radzieckie w lutym 1945 r. w gruzach legło 65 proc. zabudowy, czyli blisko pięćset domów! Nie ma już rynku ze stylowymi kamieniczkami i pamiętającym średniowiecze ratuszem. Ich miejsce zajęły szare bloki w stylu późnego Gierka… Jednym z symboli miasta, i zachowanym reliktem dawnych murów obronnych, jest Baszta Bociania. Na jej dachu znajduje się gniazdo rzeczonego ptaka, niestety obecnie niezamieszkałe.


Pozytywnie zostałam zaskoczona, kiedy udało mi się odnaleźć legendę o Dobrym Mieście i... bocianach. Jak widać, Bociania Baszta nosi swą nazwę nie tylko ze względu na znajdujące się na niej gniazdo, ale jest jednym z symboli tego miasta. Dla zainteresowanych legendę umieszczamy na końcu tego posta :)

Muzeum, które znajdować się powinno we wnętrzu baszty niestety było zamknięte i zagadką dla nas pozostaje, co też znajdować się w jego wnętrzu może... 

O tym, w jaki sposób historia obeszła się z miastem, naocznie można się przekonać spacerując wzdłuż murów obronnych, których początek (bądź też koniec) odnaleźć można przy baszcie. Niestety widok nie należy do najprzyjemniejszych. Budynki bezpośrednio przylegające do murów (tzw. budy) swoje lata świetności stanowczo mają za sobą, a otoczenie w niektórych miejscach, składa się głównie z zaśmieconych piwniczek oraz budynków z powybijanymi oknami.



Pomimo tego, że Dobre Miasto słynie coraz bardziej z ichnich, corocznych Dobremiastock Festival, nie jest to miasto, które urzekło mnie do cna i ciągnie mnie do siebie. To co widziałam i zwiedziłam to moje, a jeśli kiedyś pojadę tam ponownie, to po to, aby po dłuższym czasie stwierdzić jakie zmiany w otoczeniu zaszły i czy bociany odnalazły swoje gniazdo!

A teraz czas na małą czarną i W DROGĘ! :P

Zdajemy sobie sprawę, że na koniec zrobiło się trochę smutno, choć bynajmniej nie było to naszym zamierzeniem. Tak samo jak nie chcemy zniechęcać do odwiedzin Dobrego Miasta. Będąc, dajmy na to w Olsztynie, nie zaszkodzi zboczyć trochę z trasy i odwiedzić to miejsce. Z pewnością znajdziecie swoje powody, aby tutaj wrócić :)
  
LEGENDA   O  DOBRYM  MIEŚCIE I  JEGO  MIESZKAŃCACH
Dawno, dawno temu i tak dawno, że najstarsze babcie i dziadkowie obecnych najstarszych babć i dziadków już tego nie pamiętają, w miejscu, gdzie gród wspaniały na trasie między Lidzbarkiem Warmińskim i Olsztynem, zwany nie przez przypadek Dobrym Miastem istnieje, był przed wiekami pewien gródek niewielki…
W gródku tym żyli sobie ludzie spokojni i dobrego serca. Nikomu nigdy nie wadzili… Uprawiali pola okoliczne i paśli swe trzody na ogromnych łąkach nad wijącą się malowniczo Łyną. Mieszkali wtedy, przed wieloma wiekami w domach, które ”kurnymi chatami” nazywano, gdyż dym uchodził z nich przez strzechy. Na łąkach i pastwiskach wokół gródka, który jeszcze wtedy własnej nazwy nie miał, każdego roku na wiosnę ogromna ilość bocianów zawsze przylatywała…
Pewnego razu zdarzyło się, że para boćków, którym tak się spodobało w tej okolicy, nie zdążyła na czas na „sejmik jesienny bocianów” przylecieć, aby z innymi do ciepłych krajów odlecieć wspólnie. A tymczasem, jesień ciepła szybko minęła i nastała dosyć nagle zima. Zamarzły podmokłe łąki nad Łyną. Zamarzła też sama rzeka. Para bocianów niechybnie zginęłaby z zimna i głodu, gdyby nie zauważyli ich dobrzy ludzie z owego gródka pobliskiego. Przynieśli zmarznięte bociany do swojej chaty. Nakarmili i postanowili, że zaopiekują się parą boćków przez całą zimę. Ptaki, które wcześniej całe białe były w „kurnej chacie” sadzą czarną końce skrzydeł i ogon sobie przez zimę poczerniły i tak im to zostało do dzisiaj. A że wcześniej zmarzły srodze niebożęta, gdy po zamarzniętych łąkach chodziły toteż nogi i dzioby czerwone od zimna miały i to im też zostało na zawsze. Nastała wreszcie po srogiej zimie wiosna… Para bocianów klekotaniem wesołym dobrym ludziom podziękowała za gościnę serdeczną.
Na kolejnym „sejmiku bocianim” ustalono jednogłośnie, że gródek bezimienny do tej pory Dobrym Miastem nazwać należy, gdyż ludzie wyjątkowej dobroci w nim mieszkają i po wieki mieszkać tutaj będą. Po pewnym czasie, w miejscu dawnego maleńkiego gródka, piękne miasto powstało, które prawa miejskie w XIV wieku otrzymało, a dokładnie w roku 1329.
Wielokrotnie niszczone było przez wojny i pożary, ale do dnia dzisiejszego przetrwało. Murem obronnym ceglanym otoczone baszt miało kilka, ale ta najważniejsza, będąca jego symbolem, „Basztą Bocianią” do dzisiaj jest nazywana, gdyż od wieków na jej szczycie gniazdo bocianie się znajduje. Bociany z pokolenia na pokolenie wiadomość o pradawnych czasach sobie klekotaniem przekazują, aby zawsze do Dobrego Miasta każdego roku powracać, gdzie ludzie dobrzy mieszkali i nadal mieszkają. Miasto to nazwy nie zmieniało, pomimo różnych dziejów w swej bogatej historii, bo albo był to Guttstadt, albo po polsku Dobre Miasto.
Okolice nadal są tutaj przepiękne. Pobliskie Smolajny Książę Biskup Ignacy Krasicki niezwykle sobie upodobał. W pobliżu jest znane Głotowo, od XIV wieku już z odpustów słynące, a w centrum miasta przewspaniałą kolegiatę dawno temu pobudowano. Łąk, pastwisk i mokradeł nad malowniczo płynącą Łyną pełno. Bociany też są, o czym każdy może przekonać się osobiście…
A jak to z legendami bywa, jedni wierzą, inni powątpiewają, ale ja jestem przekonany, że prawda w tym jakaś jest, bowiem ludzie do tej pory godnymi są miana swego miasta, o czym nie tylko same bociany wiedzą…
Napisał Wiesław Czermak znalezione na: http://www.dobremiasto.info/legenda/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz