- Samborku, a dlaczego masz na klamrze
od pasa czerwonego gryfa?
- Bo to symbol miasta, z którego
pochodzę.
- A dlaczego nazywasz się Samborek?
- To zdrobnienie od imienia księcia,
który założył moje rodzinne miasto.
- A dlaczego masz taki imponujący
wytrzeszcz oczu?
- Po pierwsze, aby wszystko lepiej
widzieć. Po drugie, bo to cechuje rasowych podróżników, którzy
wciąż nadziwić się nie mogą.
- A dlaczego właściwie pojechałeś
do Wrocławia?
- Bo miałem tam kilku kumpli do
odwiedzenia. I siłą spakowano mnie do torby...
Samborek przesadza. Żadną tam siłą... Sam wskoczył, a potem wyleźć nie chciał, upierając się, że między ręcznikami i koszulkami jest mu bardziej wygodnie niż w szufladach i na półkach, gdzie mieszka na co dzień.
Krasnoludki tak mają. Niby takie małe,
niepozorne, na co dzień niezauważalne, ale ich ego jest odwrotnie
proporcjonalne do wzrostu. Ten skrzaci mankament najbardziej widoczny
jest we Wrocławiu. Krasnoludków jest tam multum. Zajmują
najbardziej strategiczne i reprezentatywne miejsca w mieście. Dla
niepoznaki tylko próbują trochę się ukryć, ale z ich
odnalezieniem większego problemu nie ma.
Skąd wzięły we Wrocławiu krasnale?
Teorii jest wiele, jak ich samych, bo na ulicach stolicy Dolnego
Śląska żyje ich już blisko 300! Jedni mówią, że zaczęło się
od legendarnego Chochlika Odrzańskiego, inni, że to nawiązanie do
- barwnych w kontraście do przaśnej rzeczywistości PRL-u -
happeningów Pomarańczowej Alternatywy z lat 80. XX wieku.
Wracając do Samborkowych przygód...
Jak zapewne się domyślacie, nie polegały one na wiązaniu końskich
grzyw w warkocze. Było... Hmm... Bardziej zabawnie ;). Zanim
wyruszył „na miasto”, należało zaopatrzyć się w gotówkę. W
pierwszym bankomacie kolejka...
W drugim poszło łatwiej.
Już na rynku Samborkowi udało się spotkać znajomego z Kaszub - niebieskiego diabełka Srela.
Kompanię chciała uzupełnić trójka nie do końca sprawnych krasnoludków, ale zgubili się gdzieś między urokliwymi kamieniczkami i Samborek zmuszony był dalej ruszyć sam.
Zaczęło się heroicznie - od pomocy strażakom w akcji ratowniczej.
Potem było bardziej metafizycznie (kościół św. Elżbiety) i nowocześnie (Sky Tower).
Samborek tak się zmęczył, że zakradł się do łóżka pewnego śpiocha.
Szybko go stamtąd przegnano (wersja oficjalna: „Panie, co pan mi tutaj?!”; wersja samborkowa: „I tak było za ciasno i chrapał...”), więc udał się obejrzeć Panoramę Racławicką. Tak się wciągnął w bitewne klimaty, że też postanowił pójść na wojenkę. I to na koniu!
Drugi oddech złapał podczas rejsu po Odrze, gdzie robił za fotografa :)
Wrocławskie powietrze (i nie tylko) uderzyło Samborkowi do głowy.
W swej szaleńczej eskapadzie próbował przeszkodzić rzeźnikowi w pracy, ukradł lody, profesorowi zajął głowę jakimiś bzdurami, chciał pomieszać listy w torbie listonosza...
Ufff... Chyba nic w tym dziwnego, że w końcu wylądował w więzieniu... ;)
Szczęście w nieszczęściu, że byliśmy w pobliżu i o jego bezpieczeństwo zadbaliśmy :)
Cały i zdrowy wrócił do domu, gdzie z niecierpliwością godną Shrekowego Osła czeka na kolejne wojaże :)
A teraz na serio. Krasnoludki nie istnieją.
Mimo wszystko, jeśli upieracie się przy tym (tak samo jak my), że jest wręcz przeciwnie, w odnalezieniu wrocławskich krasnoludków pomocna Wam będzie mapa, którą można zakupić w punkcie z pamiątkami, lub aplikacja "Wrocławskie Krasnale", którą ściągniecie na swojego smartfona. Pomocna w przygotowaniu do poszukiwań może być również strona internetowa - http://krasnale.pl/ POWODZENIA! :)
W drugim poszło łatwiej.
Już na rynku Samborkowi udało się spotkać znajomego z Kaszub - niebieskiego diabełka Srela.
Kompanię chciała uzupełnić trójka nie do końca sprawnych krasnoludków, ale zgubili się gdzieś między urokliwymi kamieniczkami i Samborek zmuszony był dalej ruszyć sam.
Zaczęło się heroicznie - od pomocy strażakom w akcji ratowniczej.
Potem było bardziej metafizycznie (kościół św. Elżbiety) i nowocześnie (Sky Tower).
Samborek tak się zmęczył, że zakradł się do łóżka pewnego śpiocha.
Szybko go stamtąd przegnano (wersja oficjalna: „Panie, co pan mi tutaj?!”; wersja samborkowa: „I tak było za ciasno i chrapał...”), więc udał się obejrzeć Panoramę Racławicką. Tak się wciągnął w bitewne klimaty, że też postanowił pójść na wojenkę. I to na koniu!
Drugi oddech złapał podczas rejsu po Odrze, gdzie robił za fotografa :)
Wrocławskie powietrze (i nie tylko) uderzyło Samborkowi do głowy.
W swej szaleńczej eskapadzie próbował przeszkodzić rzeźnikowi w pracy, ukradł lody, profesorowi zajął głowę jakimiś bzdurami, chciał pomieszać listy w torbie listonosza...
Ufff... Chyba nic w tym dziwnego, że w końcu wylądował w więzieniu... ;)
Szczęście w nieszczęściu, że byliśmy w pobliżu i o jego bezpieczeństwo zadbaliśmy :)
Cały i zdrowy wrócił do domu, gdzie z niecierpliwością godną Shrekowego Osła czeka na kolejne wojaże :)
A teraz na serio. Krasnoludki nie istnieją.
Mimo wszystko, jeśli upieracie się przy tym (tak samo jak my), że jest wręcz przeciwnie, w odnalezieniu wrocławskich krasnoludków pomocna Wam będzie mapa, którą można zakupić w punkcie z pamiątkami, lub aplikacja "Wrocławskie Krasnale", którą ściągniecie na swojego smartfona. Pomocna w przygotowaniu do poszukiwań może być również strona internetowa - http://krasnale.pl/ POWODZENIA! :)
Samborek i Śpioch są genialni! Ubawiły mnie te zdjęcia. I pozdrawiam z Wrocławia:)
OdpowiedzUsuńFajny post!! A krasnali we Wrocławiu - od gnoma!! ...znaczy groma ;)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za miłe słowa. Wkrótce na blogu więcej Wrocławia naszym okiem ;)
OdpowiedzUsuńCudne są te krasnoludki wrocławskie :)
OdpowiedzUsuń