poniedziałek, 16 marca 2015

Troki, czyli po dwakroć zamek i kibiny z baraniną

Lubimy prowincję. A jeszcze bardziej lubimy prowincję, która swoją historią, dziedzictwem i zabytkami mogłaby obdarować kilka „metropolii, a jeszcze sporo „achów i „ochów” by zostało... Niecałe 30 km od stołecznego Wilna, w krainie, gdzie jeziora przybierają najbardziej fantastyczne kształty, a lasy są gęste jak brwi Breżniewa, leżą Troki. Dzisiaj - skromna mieścina, jakich - z pozoru - w okolicy wiele. Dawniej - drugie najważniejsze miasto Litwy i stolica województwa. Warto tutaj zajrzeć z kilku powodów, a każdy kolejny jest smaczniejszy od poprzedniego.

Pierwszy to zamek, a nawet dwa. Ten starszy, zwany lądowym, powstał na półwyspie wcinającym się w fale jeziora Galwe. Zbudował go książę Kiejstut, wuj naszego Jagiełły, w II połowie XIV wieku. 





 To jednak nie ta budowla jest powielana na setkach pocztówek, magnesikach na lodówkę, czy breloczkach, które można kupić na straganach ustawionych nad brzegiem jeziora. Palmę pierwszeństwa w popularności dzierży bowiem zamek zbudowany na wyspie jeziora. Warownia, niewiele młodsza od zamku lądowego, szybko zyskała na znaczeniu jego kosztem, gdy Kiejstut przeniósł do niej skarb książęcy i tutaj zamieszkał. Zamek rozbudował syn Kiejstuta, Witold, prawdopodobnie korzystając ze wzorców zamków mazowieckich. Twierdza na wyspie pełniła różne funkcje. Była na przykład więzieniem dla ludzi z wyższych sfer (w Trokach, po śmierci króla Aleksandra Jagiellończyka przetrzymywano jego żonę Helenę, podejrzewaną o chęć ucieczki do rodzinnej Moskwy), a Zygmunt August uczynił z zamku swoją letnią rezydencję. Kres świetności budowli przyniosły wojny z Rosją i spalenie zamku przez jej wojska w połowie XVII wieku.








Od tego momentu zamek popadał w coraz większą ruinę, których malowniczość stanowiła sporą inspirację dla malarzy. Aż wreszcie zdecydowano się zamek odbudować. Na pierwsze prace konserwacyjne zdecydowały się jeszcze władze carskie, w 1905 r. Kontynuowano je w okresie II Rzeczpospolitej, kiedy rozpoczęto także pierwsze próby rekonstrukcji założenia. Kontynuowali je od 1946 r. już Litwini. Obecny kształt zamkowi nadano w latach 1951 - 1961. Ocenę efektu końcowego pozostawiamy Wam.




Zamkowe wnętrza oczywiście można zwiedzić, a w odrestaurowanych komnatach poznamy jego burzliwą historię (część ekspozycji jest multimedialna). Nie brakuje też muzealnego „miszmaszu”, czyli zebranych z okolicznych dworków różnorakich precjozów, jak meble, zastawy stołowe, fajki itd. Warto zwrócić uwagę na część wystawy poświęconą skarbom wykopywanym w Trokach i okolicy. Znalezione monety są eksponowane wraz z glinianymi garnkami, w których najczęściej je znajdowano. Dodajmy jeszcze, że z brzegu wyspy można dostrzec pałac Tyszkiewiczów w Zatroczu - obecną siedzibę dyrekcji parku narodowego.









Ale Troki to nie tylko zamki. To też kościół farny z obrazem Matki Boskiej Trockiej, swego czasu sławniejszym sanktuarium niż wileńska Ostra Brama, a przede wszystkim Karaimi, czyli lud pochodzenia tureckiego wyznający religię zbliżoną do judaizmu, z ich kienesą, czyli świątynią, z charakterystycznymi drewnianymi, kolorowymi domkami, zbudowanymi szczytem do ulicy, oraz genialną kuchnią. Karaimów sprowadził z Krymu książę Witold. Smak ich specyficznej kultury poznaliśmy w restauracji „Kybynlar”, którą szczerze polecamy. To tam można kupić chyba najlepsze tradycyjne kibiny z baraniną (pieczone pierogi) na całej Litwie! 



Szkoda tylko, że nie zajrzeliśmy do muzeum karaimskiego, ufundowanego przez państwo polskie jeszcze przed II wojną światową, aby lepiej poznać Karaimów. Nie byliśmy także w środku wspomnianej kienesy, o cmentarzu karaimskim nie wspominając. Nie zajrzeliśmy też do wnętrza kościoła z cudownym obrazem, ani do zamku lądowego. Takie niestety są „uroki” wycieczki z przewodnikiem, który skupiał się przede wszystkim na obserwowaniu zegarka. No cóż... Na taką formę wycieczki zdecydowaliśmy się po raz pierwszy i zapewne po raz ostatni. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz