Lubimy prowincję. A
jeszcze bardziej lubimy prowincję, która swoją historią,
dziedzictwem i zabytkami mogłaby obdarować kilka „metropolii, a
jeszcze sporo „achów i „ochów” by zostało... Niecałe 30 km
od stołecznego Wilna, w krainie, gdzie jeziora przybierają
najbardziej fantastyczne kształty, a lasy są gęste jak brwi
Breżniewa, leżą Troki. Dzisiaj - skromna mieścina, jakich - z
pozoru - w okolicy wiele. Dawniej - drugie najważniejsze miasto
Litwy i stolica województwa. Warto tutaj zajrzeć z kilku powodów,
a każdy kolejny jest smaczniejszy od poprzedniego.
Pierwszy to zamek, a nawet
dwa. Ten starszy, zwany lądowym, powstał na półwyspie wcinającym
się w fale jeziora Galwe. Zbudował go książę Kiejstut, wuj
naszego Jagiełły, w II połowie XIV wieku.
To jednak nie ta budowla
jest powielana na setkach pocztówek, magnesikach na lodówkę, czy
breloczkach, które można kupić na straganach ustawionych nad
brzegiem jeziora. Palmę pierwszeństwa w popularności dzierży
bowiem zamek zbudowany na wyspie jeziora. Warownia, niewiele młodsza
od zamku lądowego, szybko zyskała na znaczeniu jego kosztem, gdy
Kiejstut przeniósł do niej skarb książęcy i tutaj zamieszkał.
Zamek rozbudował syn Kiejstuta, Witold, prawdopodobnie korzystając
ze wzorców zamków mazowieckich. Twierdza na wyspie pełniła różne
funkcje. Była na przykład więzieniem dla ludzi z wyższych sfer (w
Trokach, po śmierci króla Aleksandra Jagiellończyka przetrzymywano
jego żonę Helenę, podejrzewaną o chęć ucieczki do rodzinnej
Moskwy), a Zygmunt August uczynił z zamku swoją letnią rezydencję.
Kres świetności budowli przyniosły wojny z Rosją i spalenie zamku
przez jej wojska w połowie XVII wieku.
Od tego momentu zamek
popadał w coraz większą ruinę, których malowniczość stanowiła
sporą inspirację dla malarzy. Aż wreszcie zdecydowano się zamek
odbudować. Na pierwsze prace konserwacyjne zdecydowały się jeszcze
władze carskie, w 1905 r. Kontynuowano je w okresie II
Rzeczpospolitej, kiedy rozpoczęto także pierwsze próby
rekonstrukcji założenia. Kontynuowali je od 1946 r. już Litwini.
Obecny kształt zamkowi nadano w latach 1951 - 1961. Ocenę efektu
końcowego pozostawiamy Wam.
Zamkowe wnętrza
oczywiście można zwiedzić, a w odrestaurowanych komnatach poznamy
jego burzliwą historię (część ekspozycji jest multimedialna).
Nie brakuje też muzealnego „miszmaszu”, czyli zebranych z
okolicznych dworków różnorakich precjozów, jak meble, zastawy
stołowe, fajki itd. Warto zwrócić uwagę na część wystawy
poświęconą skarbom wykopywanym w Trokach i okolicy. Znalezione
monety są eksponowane wraz z glinianymi garnkami, w których
najczęściej je znajdowano. Dodajmy jeszcze, że z brzegu wyspy
można dostrzec pałac Tyszkiewiczów w Zatroczu - obecną siedzibę
dyrekcji parku narodowego.
Ale Troki to nie tylko
zamki. To też kościół farny z obrazem Matki Boskiej Trockiej,
swego czasu sławniejszym sanktuarium niż wileńska Ostra Brama, a
przede wszystkim Karaimi, czyli lud pochodzenia tureckiego wyznający
religię zbliżoną do judaizmu, z ich kienesą, czyli świątynią,
z charakterystycznymi drewnianymi, kolorowymi domkami, zbudowanymi
szczytem do ulicy, oraz genialną kuchnią. Karaimów sprowadził z
Krymu książę Witold. Smak ich specyficznej kultury poznaliśmy w
restauracji „Kybynlar”, którą szczerze polecamy. To tam można
kupić chyba najlepsze tradycyjne kibiny z baraniną (pieczone
pierogi) na całej Litwie!
Szkoda
tylko, że nie zajrzeliśmy do muzeum karaimskiego, ufundowanego
przez państwo polskie jeszcze przed II wojną światową, aby lepiej
poznać Karaimów. Nie byliśmy także w środku wspomnianej kienesy,
o cmentarzu karaimskim nie wspominając. Nie zajrzeliśmy też do
wnętrza kościoła z cudownym obrazem, ani do zamku lądowego. Takie
niestety są „uroki” wycieczki z przewodnikiem, który skupiał
się przede wszystkim na obserwowaniu zegarka. No cóż... Na taką
formę wycieczki zdecydowaliśmy się po raz pierwszy i zapewne po
raz ostatni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz