wtorek, 9 czerwca 2015

Koniec Królowej, czyli odcinek 4 (Jantar - ujście Wisły)

W takim upale jeszcze nie szliśmy. Sytuacja, w której człowiek staje się kawałkiem boczku przypiekanego na rozgrzanej patelni, zmusiła nas do trzech czynności: założenia czegoś na głowy (Chusta z liściem marihuany? Czemu nie! :P); wypijania trzykrotnie większej ilości wody niż zazwyczaj; wyruszenia na szlak grubo po południu (zaczęliśmy ten etap dopiero gdzieś około godz. 15.00).

W Jantarze tłumy. Mimo iż tutejsza plaża jest dość szeroka, plażowicze wolą smażyć się na Słońcu w jednej kupie. Koc przy kocu, materac przy materacu, człowiek na człowieku... O gustach się nie dyskutuje, ale my przyśpieszyliśmy kroku, aby jak najszybciej oddalić się od tej ciżby ludzkiej, nie narażając się na śmiertelne trafienie plażową piłką ;).


A propos plaż... W Jantarze, podczas zajadania się zapiekankami (na paragonie opisano je jako „fatfood” - może i błędnie, ale tego typu jedzenie jest chyba mimo wszystko bardziej „fat” niż „fast”...) poznaliśmy przemiłą starszą parę, od wielu lat spędzającą urlopy w Mikoszewie, która poleciła nam tamtejszą plażę. Nie zatłoczoną i bardzo szeroką. Rzeczywiście. Mikoszewska plaża okazała się być na pewno najszerszą w okolicy, z plażami Mierzei Wiślanej łącznie. Niestety, zwłaszcza blisko ujścia Wisły, jest też najbardziej brudną. Na ile jest to bezmyślna działalność plażowiczów, a na ile prądów i fal zostawiających tutaj to wszystko, co przyniesie ze sobą Wisła (swoją drogą to też efekt „naszego” śmiecenia), nie nam oceniać. Czysto nie jest, za to bursztynów - cała masa! To chyba ulubione miejsce poszukiwaczy, bo dołów przez nich pozostawionych minęliśmy niemało... Kilka osób uzbrojonych w łopaty i grabie też spotkaliśmy.


Jednym z wyznaczonych na ten odcinek celów było dotarcie do Mewiej Łachy. Oczywiście nie na samą wyspę, ponieważ - jak na rezerwat przyrody przystało - jest to zakazane. Liczyliśmy na zobaczenie kolejnej foki/fok. Wspomnieliśmy już w poprzednim poście, że w maju 2013 r. doliczono się tutaj aż 51 fok szarych, co stanowi rekord w obserwacji tych morskich ssaków na polskim wybrzeżu. Fok nie uświadczyliśmy. Możliwe, że odpoczywały akurat na tej części wyspy, której nie widać z brzegu i falochronu. Możliwe też, że tego dnia ich tam po prostu nie było. Ptaków za to nie brakowało. Cała łacha została zaanektowana przez mewy, rybitwy, łabędzie, kormorany i inne bekasowate oraz siewkowate. O ich ilości przekonaliśmy się, gdy nad wyspą pojawił się cień drapieżnika (jastrzębia?). Nagle cała łacha się rozwrzeszczała i uniosła się z niej biała chmura przerażonych skrzydeł. Kilka minut później, gdy drapieżnik poleciał gdzieś dalej, życie na wyspie wróciło na normalne tory. Nas uderzyła przede wszystkim spora liczba łabędzi, ze znacznie podrośniętymi już młodymi (można je odróżnić po ciemnych, a nie czerwonych dziobach, oraz wciąż miejscami szarawym upierzeniu). Jeden z nich próbował zaanektować całą szerokość falochronu, głośno na nas sycząc, gdy bez minimalnej chęci niepokojenia próbowaliśmy ominąć młodziaka. 

 
Do Mikoszewa doszliśmy wzdłuż Wisły, kamienną groblą oddzielającą rzekę od jeziora Mikoszewskiego. Trzeba dodać, że w tym miejscu królowa polskich rzek kończy swój bieg zaledwie od końca XIX w. Wcześniej większość wód Wisły uchodziła do Bałtyku odnogą dzisiaj nazywaną Martwą Wisłą. Po katastrofalnej powodzi w 1888 r. władze pruskie podjęły decyzję, o której przebąkiwano jeszcze za rządów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, o przekopaniu nowego ujścia Wisły, co miałoby zabezpieczyć Żuławy przed kolejnymi wylewami rzeki. Wielki hydrotechniczny projekt (oprócz samego 7-kilometrowego przekopu powstał też system śluz, wrót oraz wałów przeciwpowodziowych) zrealizowano w latach 1891 - 1895. W czasie tych prac przemieszczono gigantyczną ilość 7 mln metrów sześciennych ziemi!


Odcinek nie był długi, a więc lekki i przyjemny. W sam raz na aktywne spędzenie sobotniego popołudnia, tak, aby nie paść wieczorem na pół martwym ze zmęczenia. Kolejny etap zapowiada się już jednak na bardziej wymagający. W planach mamy przejście całej Wyspy Sobieszewskiej. Nie omieszkamy oczywiście dostać się na nią z Mikoszewa promem. Dołączycie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz