środa, 3 czerwca 2015

Spisz na jeden dzień, czyli mocno statyczny zamek i dość ruchome rzeźby

Wspominaliśmy już, że lubimy zamki? Ta wyższa połowa naszej pary jest tak zafiksowana na punkcie krzyżackich warowni, że odhacza na swojej osobistej liście te, na których postawiła swoją niemałą stopę (o osobnej półce na książki o tej tematyce nie wspominając...). Sporo pozycji z tej listy już zostało zakreślonych, ale wciąż wiele jeszcze na to czeka, ku radości Ziela, bo przecież jakiś cel w życiu trzeba mieć ;).

Gdybyśmy mieli stworzyć prywatną listę ulubionych zamków, to... byśmy na pewno tego nie zrobili, bo nie pałamy szczególną atencją do zestawień typu „101 największych atrakcji Pcimia Dolnego, które musisz zobaczyć przed śmiercią!”. Już łatwiej byłoby nam wskazać najpiękniejsze, naszym zdaniem, landszafty z zamkami w rolach głównych. Miejsca w takiej klasyfikacji na pewno nie zabrakłoby dla bliskich nam - nie tylko terytorialnie - zamków w Gniewie (zresztą panorama całego miasta z drogi krajowej nr 91 i mostu nad Wierzycą prezentuje się wspaniale) i w Malborku, który majestatycznie wznosi się nad brzegiem Nogatu. Dawna stolica wielkich mistrzów krzyżackich o każdej porze dnia, nocy i roku robi niesamowite wrażenie. W ubiegłym roku do wielkiej trójki dołączył Zamek Spiski na Słowacji.


To jedna z największych twierdz w środkowej Europie. Położony obok miejscowości Żehra kompleks liczy aż 4 hektary. Zamek jest doskonale widoczny już z odległości kilkunastu kilometrów, co nie dziwi, ponieważ wapienna skała, na której go postawiono, wznosi się na wysokość 634 metrów nad poziomem morza. Co warte podkreślenia, od 1993 r. Zamek Spiski (to od Spiszu, czyli nazwy regionu), wraz z gotyckim kościołem w Żehrze i Spiską Kapitułą, czyli siedzibą miejscowych biskupów (nazywaną czasami „słowackim Watykanem”), znajduje się na światowej liście UNESCO. 


Na wspomnianej skale ludzie mieszkają - z przerwami rzecz jasna – już od młodszej epoki kamienia. Historia zamku z kolei zaczyna się na początku XII wieku - pierwsza wzmianka pisemna pochodzi z 1120 r. Najpierw twierdza ochraniała północną granicę Węgier, później trafiała w ręce możnych rodów, jak Zapolya (w jednej z komnat zamku urodził się Jan Zapolya, późniejszy król Węgier), Turzon i Csaky, którzy byli właścicielami zamku aż do 1945 r. Nie mieszkali tam, woląc znacznie wygodniejsze siedziby w swoich luksusowych pałacach od chłodnych murów starego zamczyska, w którym na stałe służyła jedynie jednostka wojskowa. Żołnierze z zamku jednak też się wynieśli, po tym jak warownię strawił pożar w 1780 r. Od ponad trzydziestu lat trwają mozolne badania naukowe, prace naprawcze i konserwacyjne oraz rekonstrukcja niektórych fragmentów kompleksu. Pierwsi zwiedzający pojawili się tutaj w 1983 r. Od tego momentu Zamek Spiski stał się jedną z największych atrakcji turystycznych Słowacji. Mieści się tutaj niewielkie muzeum, nawet sala tortur, a z najwyższej wieży zamku rozpościera się bajeczny widok na okolicę.


Nie trzeba znać biegle języka słowackiego, aby zwiedzając zamek poznać dokładnie jego historię. Za zwrotną kaucję (10 euro) można wypożyczyć audiobooki - podczas zwiedzania wystarczy wybrać na klawiaturze urządzenia cyfrę, którymi oznaczono kolejno mijane części zamku, aby posłuchać opowieści lektora, w tym związanych z twierdzą legend. Cena biletu normalnego wynosi 5 euro, a ulgowego - 3.

Spod zamku ruszyliśmy do Spiskiej Kapituły. Niestety „pocałowaliśmy” tylko klamkę katedry...


A następnie do Lewoczy, jednego z najważniejszych miast Spiszu. Lewocza była swego czasu jednym z najbogatszych miast Królestwa Węgier, a liczne ślady dawnej świetności pozostały w tym niespełna 15-tysięcznym miasteczku do dzisiaj. Zachowaniu nietkniętego układu urbanistycznego starego miasta sprzyjało... ominięcie go przez linię kolejową, co w II połowie XIX w. zahamowało rozwój Lewoczy. Zachwycają kamieniczki mieszczańskie, zachowane prawie w całości mury obronne, renesansowy ratusz oraz gotycki kościół św. Jakuba, kryjący w swoich murach jeden z najcenniejszych skarbów sztuki sakralnej w tej części Europy. 

 
Mowa o ołtarzu głównym autorstwa mistrza Pawła z Lewoczy. To najwyższy drewniany gotycki ołtarz na świecie! Liczy dokładnie 18,62 metra wysokości, a jego wyrzeźbienie zajęło autorowi dziesięć lat. To głównie ze względu na ten zabytek pojawiliśmy się w Lewoczy. Niestety, zobaczyliśmy tylko... najwyższe na świecie rusztowanie zasłaniające ołtarz z ruchomymi rzeźbami, którymi okazali się być konserwatorzy. Oczywiście to dobrze, że ołtarz został odnowiony, ale akurat dlaczego właśnie wtedy, kiedy my przyjechaliśmy go zobaczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz