Wspominaliśmy
już, że lubimy zamki? Ta wyższa połowa naszej pary jest tak
zafiksowana na punkcie krzyżackich warowni, że odhacza na swojej
osobistej liście te, na których postawiła swoją niemałą stopę
(o osobnej półce na książki o tej tematyce nie wspominając...).
Sporo pozycji z tej listy już zostało zakreślonych, ale wciąż
wiele jeszcze na to czeka, ku radości Ziela, bo przecież jakiś cel
w życiu trzeba mieć ;).
Gdybyśmy
mieli stworzyć prywatną listę ulubionych zamków, to... byśmy na
pewno tego nie zrobili, bo nie pałamy szczególną atencją do
zestawień typu „101 największych atrakcji Pcimia Dolnego, które
musisz zobaczyć przed śmiercią!”. Już łatwiej byłoby nam
wskazać najpiękniejsze, naszym zdaniem, landszafty z zamkami w
rolach głównych. Miejsca w takiej klasyfikacji na pewno nie
zabrakłoby dla bliskich nam - nie tylko terytorialnie - zamków w
Gniewie (zresztą panorama całego miasta z drogi krajowej nr 91 i
mostu nad Wierzycą prezentuje się wspaniale) i w Malborku, który
majestatycznie wznosi się nad brzegiem Nogatu. Dawna stolica
wielkich mistrzów krzyżackich o każdej porze dnia, nocy i roku
robi niesamowite wrażenie. W ubiegłym roku do wielkiej trójki
dołączył Zamek Spiski na Słowacji.
To
jedna z największych twierdz w środkowej Europie. Położony obok
miejscowości Żehra kompleks liczy aż 4 hektary. Zamek jest
doskonale widoczny już z odległości kilkunastu kilometrów, co nie
dziwi, ponieważ wapienna skała, na której go postawiono, wznosi
się na wysokość 634 metrów nad poziomem morza. Co warte
podkreślenia, od 1993 r. Zamek Spiski (to od Spiszu, czyli nazwy
regionu), wraz z gotyckim kościołem w Żehrze i
Spiską Kapitułą, czyli siedzibą miejscowych biskupów (nazywaną
czasami „słowackim Watykanem”), znajduje się na światowej
liście UNESCO.
Na
wspomnianej skale ludzie mieszkają - z przerwami rzecz jasna – już
od młodszej epoki kamienia. Historia zamku z kolei zaczyna się na
początku XII wieku - pierwsza wzmianka pisemna pochodzi z 1120 r.
Najpierw twierdza ochraniała północną granicę Węgier, później
trafiała w ręce możnych rodów, jak Zapolya (w jednej z komnat
zamku urodził się Jan Zapolya, późniejszy król Węgier), Turzon
i Csaky, którzy byli właścicielami zamku aż do 1945 r. Nie
mieszkali tam, woląc znacznie wygodniejsze siedziby w swoich
luksusowych pałacach od chłodnych murów starego zamczyska, w
którym na stałe służyła jedynie jednostka wojskowa. Żołnierze
z zamku jednak też się wynieśli, po tym jak warownię strawił
pożar w 1780 r. Od ponad trzydziestu lat trwają mozolne badania
naukowe, prace naprawcze i konserwacyjne oraz rekonstrukcja
niektórych fragmentów kompleksu. Pierwsi zwiedzający pojawili się
tutaj w 1983 r. Od tego momentu Zamek Spiski stał się jedną z
największych atrakcji turystycznych Słowacji. Mieści się tutaj
niewielkie muzeum, nawet sala tortur, a z najwyższej wieży zamku
rozpościera się bajeczny widok na okolicę.
Nie
trzeba znać biegle języka słowackiego, aby zwiedzając zamek
poznać dokładnie jego historię. Za zwrotną kaucję (10 euro)
można wypożyczyć audiobooki - podczas zwiedzania
wystarczy wybrać na klawiaturze urządzenia cyfrę, którymi
oznaczono kolejno mijane części zamku, aby posłuchać opowieści
lektora, w tym związanych z twierdzą legend. Cena
biletu normalnego wynosi 5 euro, a ulgowego - 3.
Spod
zamku ruszyliśmy do Spiskiej Kapituły. Niestety „pocałowaliśmy”
tylko klamkę katedry...
A następnie do Lewoczy, jednego z najważniejszych
miast Spiszu. Lewocza była swego czasu jednym z najbogatszych miast
Królestwa Węgier, a liczne ślady dawnej świetności pozostały w
tym niespełna 15-tysięcznym miasteczku do dzisiaj. Zachowaniu
nietkniętego układu urbanistycznego starego miasta sprzyjało...
ominięcie go przez linię kolejową, co w II połowie XIX w.
zahamowało rozwój Lewoczy. Zachwycają kamieniczki mieszczańskie,
zachowane prawie w całości mury obronne, renesansowy ratusz oraz
gotycki kościół św. Jakuba, kryjący w swoich murach jeden z
najcenniejszych skarbów sztuki sakralnej w tej części Europy.
Mowa
o ołtarzu głównym autorstwa mistrza Pawła z Lewoczy. To najwyższy
drewniany gotycki ołtarz na świecie! Liczy dokładnie 18,62 metra
wysokości, a jego wyrzeźbienie zajęło autorowi dziesięć lat. To
głównie ze względu na ten zabytek pojawiliśmy się w Lewoczy.
Niestety, zobaczyliśmy tylko... najwyższe na świecie rusztowanie
zasłaniające ołtarz z ruchomymi rzeźbami, którymi okazali się
być konserwatorzy. Oczywiście to dobrze, że ołtarz został
odnowiony, ale akurat dlaczego właśnie wtedy, kiedy my
przyjechaliśmy go zobaczyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz