Tykocin to jedno z najmniejszych
miast w Polsce - liczy obecnie około 2 tysięcy mieszkańców - ale
bogatą historią i licznymi zabytkami mógłby obdzielić kilka
miejscowości. Klimatu małego miasteczka nie da się jednak
podrobić. Te malwy przed parterowymi domkami przy rynku, te kocie
łby na ulicach, ten namacalny wręcz brak pośpiechu...
Na szczęście najgorsze lata synagoga
ma już za sobą. Dzisiaj to Muzeum Kultury Żydowskiej pełne
wartościowych eksponatów, przybliżających historię tykocińskich
Żydów. Na ścianach zachowała się część dawnych, kolorowych
polichromii, zachwyca bogato zdobiony Aron ha-kodesz, czyli wnęka, w
której przechowywane są zwoje świętych pism. Zwiedzając synagogę
mieliśmy okazję towarzyszyć wycieczce szkolnej z Izraela. Śpiew
młodych Żydów choć przez chwilę przywołał ducha dawnych
czasów...
Obok synagogi stoi tzw. Dom
Talmudyczny, zwany Małą Synagogą. Dzisiaj budynek z końca XVIII
w. mieści jedną z siedzib Muzeum Kultury Żydowskiej z ekspozycjami
dotyczącymi historii Tykocina, w tym poświęconymi etnografowi
Zygmuntowi Glogerowi oraz malarzowi Zygmuntowi Bujnowskiemu. W
podziemiach budynku znajduje się restauracja serwująca specjały
kuchni - a jakże - żydowskiej.
Po tykocińskich Żydach zachowały się
jeszcze resztki cmentarza. Przewodniki podają, że na kirkucie
zachowało się 500 macew. Tylu się nie doliczyliśmy. Zachowane
nagrobki są nieliczne. Większość z nich to kamienie z wyrytymi
inskrypcjami, których nie dało się wykorzystać jako materiału
budowlanego podczas dewastacji nekropolii w latach wojny i tuż po
niej. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1754 r. Jak cmentarz wyglądał
w latach świetności? Zacytujmy fragment wspomnień Menachema Turka,
jednego z nielicznych ocalałych tykocińskich Żydów, umieszczony
na portalu Wirtualny Sztetl: „Stary
cmentarz był pokryty starymi, ciężkimi macewami sprzed stuleci.
Grobami rabinów, gaonów i wielkich swego pokolenia. Grobami, do
których zbliżano się zdjąwszy buty, ze strachem i wielkim
szacunkiem. Grobami, wokół których powstawały legendy; macewami
rozpadniętymi ze starości, ze szparami, w które ludzie w potrzebie
drżącymi palcami wkładali kwitlech i od razu odczuwali ulgę w
zbolałych sercach”.
W panoramie Dużego
Rynku dominuje bryła kościoła pw. św. Trójcy (warto jeszcze
wspomnieć o stojącym na środku placu pomniku hetmana Stefana
Czarnieckiego - jednym z najstarszych w Polsce, bo pochodzącym z
1762 r.). Ufundował go hetman Jan Klemens Branicki w połowie XVIII
w. Jeden z największych magnatów Rzeczpospolitej pieniędzy nie
żałował, dlatego powstała ciekawa barokowa bryła z okazałym
frontem i bogatym wyposażeniem. Warto zwrócić uwagę na freski...
3D. Dłonie lub atrybuty niektórych przedstawionych postaci nagle
przechodzą w trójwymiar.
Za
Narwią (nieskażona przyroda na wyciągnięcie ręki to kolejny atut
Tykocina), kilkaset metrów od głównej zabudowy miasta, wznoszą
się mury zamku królewskiego. Pierwszą warownię w tym miejscu
zbudował Jan Gasztołd, będący właścicielem Tykocina od 1433 r.
100 lat później zamek stał się własnością polskich królów. W
zamku mieściły się królewski arsenał, skarbiec i biblioteka.
Tutaj też przez kilkanaście miesięcy spoczywało ciało króla
Zygmunta Augusta, tutaj zmarł znany z „Potopu” książę Janusz
Radziwiłł, tutaj w końcu ustanowiono Order Orła Białego. Kiedy w
1734 r. zamek strawił pożar rozpoczęła się jego długotrwała
rozbiórka. Pod koniec XX w. właścicielem zamku został Jacek
Nazarko z Białegostoku, który postanowił odbudować go na
oryginalnych fundamentach według zachowanych w Petersburgu planów.
W sporej części już mu to się udało. W zamku mieści się
obecnie hotel, ale zwyczajni turyści mogą go bez problemu zwiedzić.
W piwnicach obiektu znajduje się wystawa zabytków odkopanych
podczas badań archeologicznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz