KROK PIERWSZY.
Przyjeżdżamy do Ustrzyk Górnych. Obojętnie czym: samochodem,
busem, na ośle, autostopem.
KROK DRUGI. Podejmujemy
męską, ewentualnie męsko-żeńską decyzję o wyborze miejsca
startu naszej wyprawy. Trzymamy się Ustrzyk - będzie krócej, ale
wcale nie łatwiej. Ruszamy z Wetliny - będzie dłużej, ale
ciekawiej. Decydujemy się na Przełęcz Wyżniańską - nie wiemy,
jak będzie, ale do celu na pewno dojdziecie :P.
KROK TRZECI. Maszerujemy,
maszerujemy, maszerujemy. Naszym celem jest masyw Wielkiej Rawki
(ponoć 1307 m n.p.m.), ale zanim tam dotrzemy musimy zaliczyć kilka
polanek na szczytach pasma Dział. Polanek urokliwych do trzeciej
potęgi i trochę niebezpiecznych. Bynajmniej nie dlatego, że nagle
z lasu może wyjść ich brunatny szef. Ów podstępny charakter
polanek polega na kuszeniu wędrowca do rzucenia plecaka, położenia
się na trawie i kontemplacji okoliczności przyrody. Chodźmy stąd!
KROK CZWARTY. Nie jemy
jagód! Tak wiemy, że wyglądają apetycznie, ale jesteśmy w parku
narodowym. Roślin zrywać nie wolno. Jarzębiny też nie pożeramy ;).
KROK PIĄTY. Woda! Pijemy
wodę! P.S. Wiecie, że owoce najlepiej smakują w górach?
KROK SZÓSTY. Jest i Mała
Rawka (1267 m n.p.m.). Ostatni pit-stop przed jej większą
„siostrą”, do której mamy już tylko 20 minut.
KROK SIÓDMY. Posiłkując
się instrukcją z książki „Przygody małego geografa”,
wylewamy trochę wody na stok zachodni lub północno-wschodni masywu
oraz na stok południowy. Przy odrobinie szczęścia pierwsze krople
wody jakimś cudem dopłyną do Bałtyku. Krople z drugiego „wylania”
z kolei znajdą jakoś drogę do Morza Czarnego. Fajnie, co nie?
KROK ÓSMY. Oto i ona -
Wielka Rawka. Emi ma na ten szczyt swoją, znacznie mniej cenzuralną
nazwę. Jej genezę wyjaśnimy za chwilę. Góra ma w sumie trzy
szczyty. Na jednym z nich stoi betonowy słup będący dawniej
znakiem geodezyjnym.
KROK ÓSMY (opcja zimowa).
Uwaga - Wielka Rawka to chyba jedyna góra w polskich Bieszczadach, z
której schodzą czasami lawiny.
KROK DZIEWIĄTY. Schodzimy
z Wielkiej Rawki i idziemy wzdłuż granicy polsko-ukraińskiej w
stronę Krzemieńca (czy też z „węgierska” - Kremenarosa). Nie
próbujmy żadnych głupich sztuczek, bo ukraińscy pogranicznicy
mają mniejsze poczucie humoru niż ich polscy koledzy. Legendy krążą
różne, ale nie mamy zamiaru ich dementować. Odrobina dreszczyku
emocji na szlaku też się przyda ;).
KROK DZIESIĄTY. Jesteśmy
na szczycie Krzemieńca. Podchodzimy do granitowego słupa, okrążamy
go szybko przebierając nogami i... tym oto sposobem zaliczyliśmy
obecność w Polsce, na Ukrainie i Słowacji w sekundę. Brawo Ty!
KROK JEDENASTY. Schodzimy
z Krzemieńca i... wracamy na Wielką Rawkę. Sorry... innej drogi
nie ma. Wspinaczka jest dość męcząca, więc chyba już się
domyślacie, dlaczego nie jest to nasza ulubiona góra...
KROK DWUNASTY. Schodzimy z
Wielkiej... ekhm... Rawki do Ustrzyk Górnych. Zejście nie jest
łatwe. Jeśli się dziwicie, to widocznie nie czytacie ze
zrozumieniem. Przecież ostrzegaliśmy przed tym w KROKU DRUGIM.