czwartek, 21 maja 2015

Czekaliśmy właśnie na Kubę, czyli odcinek 3 (Kąty Rybackie - Jantar)

Głupio nam trochę. Od przejścia ostatniego etapu akcji „Tupu - Tup” minęło już kilkanaście dni, a tymczasem post nie napisany, zdjęcia wciąż nie przygotowane... Wstyd i hańba, ale tym razem mamy na kogo zwalić tę zwłokę. To wina... polityków! Trochę też nasza, ale przede wszystkich ICH, bo okołowyborcze zamieszkanie skutecznie uniemożliwiło nam z przyczyn - powiedzmy - zawodowych terminowe wywiązanie się z blogowych zobowiązań. Ale do rzeczy...

Trzeci etap rozpoczęliśmy w Kątach Rybackich, wyznaczając azymut na odległy o kilkanaście kilometrów Jantar.

 

Zapowiadał się wyjątkowo spokojny odcinek. Nastawialiśmy się na to, że jego przewodnim motywem będą odwiedziny w rezerwacie kormorana czarnego, który jest największą ostoją tego gatunku w Europie, i zobaczenie na własne oczy, jak kormoranie guano niszczy drzewostan rezerwatu. Samych ptaków, wyruszających na połowy licznymi stadami, widzieliśmy rzeczywiście sporo, ale okazało się jednak, że rezerwatu z samej plaży nie widać. Owszem, moglibyśmy zagłębić się w las i idąc za odgłosami wydzierających się kormoranów dotrzeć do ich kolonii, ale uznaliśmy jednak, że trzymamy się morskiego brzegu.
  

Trochę gonił nas czas, ponieważ wyprawę rozpoczęliśmy znacznie później niż dotychczasowe etapy. Byliśmy już przygotowani na brak atrakcji, a tymczasem pojawił się ON...


Opuszczając główną plażę w Sztutowie, zauważyliśmy z daleka grupę kilku osób w niebieskich bluzach, z lornetkami i aparatami, łukiem otaczających leżący tuż przy brzegu morza obły, od czasu do czasu poruszający się niemrawo kształt. Na twarzy Ziela momentalnie pojawił się szeroki „rogal”, zwiastujący połączenie kilku faktów, którego werbalną emanacją była sakramentalna wręcz konstatacja: „Ej, to foka!”. Rzeczywiście! Obłym kształtem okazał się być - jak się wkrótce dowiedzieliśmy - Kuba, czyli samiec foki szarej stosunkowo często pojawiający się na plażach Mierzei Wiślanej, a grupą w niebieskich bluzach wolontariusze „Błękitnego Patrolu WWF”, którzy zbierają sygnały o fokach odpoczywających na plażach oraz pilnują te sympatyczne zwierzaki przed często niefrasobliwymi zachowaniami plażowiczów. Jeden z wolontariuszy wręczył nam ulotki o zwyczajach bałtyckich fok oraz elementarnych zasadach, do których należy się dostosować w przypadku ich spotkania. W dużym skrócie: do foki nie należy za blisko podchodzić, nie polewać jej wodą i w żadnym wypadku nie próbować pogłaskać! To nie pluszak, a morski drapieżnik, który może boleśnie ugryźć. Usłyszeliśmy też ciekawą opowieść o samym Kubie. Biedak jakiś czas temu przeżył zbyt bliskie spotkanie, prawdopodobnie ze śrubą kutra, czego efektem były poważne rany pyska. Kuba przeszedł udaną operację, do której przygotowania wymagały drobiazgowego planu, sprowadzającego się przede wszystkim do uniemożliwienia foce powrotu do morza po podaniu środka usypiającego. Podziękowaliśmy panu wolontariuszowi i grzecznie ominęliśmy Kubę, nie omieszkując sfotografować 200-kilogramowego zwierzaka z każdej strony.


Zobaczenie foki w jej naturalnym środowisku było jednym z marzeń Ziela, zaskoczonego, że udało się je spełnić już podczas trzeciego etapu wędrówki, i trochę zafrasowanego, bo jakiż kolejny cel na następne setki kilometrów sobie wyznaczyć? Idąc po najmniejszej linii oporu stanęło na spotkaniu... dwóch fok :). Wkrótce i ten plan może się powieść, ponieważ przed nami odcinek z Jantara do ujścia Wisły, a to właśnie na sąsiadującej z nim Mewiej Łasze, czyli w kolejnym rezerwacie przyrody, zaobserwowano w maju 2013 r. aż 51 fok szarych, co stanowi rekord w obserwacji tych morskich ssaków na polskim wybrzeżu. Co więcej, zdarza się, że przypływają tutaj także foki pospolite, znacznie rzadsze na polskim Bałtyku od swoich szarych kuzynek.


Z innych celów, mamy też ambitny plan (jakby przejście całego Wybrzeża było mniej ambitne... ;) dołączenia do grona „Pocztu Bałtyckich Długodystansowców” (więcej informacji tutaj: http://terakowski.republika.pl; oraz tutaj: http://www.popiasku.pl)! Kryterium kwalifikacji jest jedno - przejście wzdłuż wybrzeża przynajmniej 100 kolejnych kilometrów, ale podczas jednej wyprawy. Bałtycki Długodystansowiec - brzmi zacnie! :)

A na koniec kilka zdjęć z naszego spaceru. ;) Pokonaliśmy kolejne 15.26 km, co łącznie daje nam już wynik 49,47 km! Gdybyśmy szli z Tczewa moglibyśmy dojść do Wielkiego Klincza i wbić się na jakiegoś grilla. ;)

Prawie Stena w prawie Stegnie
Dzisiaj już sobie pójdź, ale jutro możesz wrócić ;)
Jedna brzoza, a ile kontrowersji.
Znalazłam swój tron! Nie oddam, bo wygodny i spokojnie szum fal można posłuchać :)


Martwi nas szybko mijający czas. Od ostatniego spaceru minęły już prawie dwa tygodnie, a zbliżający się weekend będzie znowu pracujący. Tęskno nam już do kormoranów, kaczek, sieweczek, fal i bursztynów...
Do przeczytania, mamy nadzieję, że już wkrótce. :)