Po kilku
dniach włóczenia się po ciasnych uliczkach, między drewnianymi
budyneczkami z pruskiego muru pomalowanego na wszystkie kolory
malarskiej palety, można było spodziewać się w każdej chwili
przeniesienia się w czasoprzestrzeni i spotkania za rogiem Jeana
Baptista Grenouille,
który zachęci do zajrzenia do swojego sklepu z perfumami i wybrania
tego najbardziej swojego...
Za kolejnym jednak rogiem było się atakowanym przez wściekle kolorowy, głośny i wszechobecny tłum. Sprawiający, że miasto zamieniało się w karykaturalny Disneyland, przeniesiony w czasie do XVII wieku. Tłum pożądający lodów, magnesików, win i calvadosu. Śliniący się do witryn. Obleśnie banalny i nudny. Tym bardziej irytujący, że momentami... było się jego częścią.
Jesteśmy
w Honfleur. W mieście, które zatrzymało się w czasie gdzieś
dwieście lat temu, kiedy pozycję jednego z najważniejszych portów
Francji straciło na rzecz pobliskiego Hawru. Tutaj Sekwana wpada do
Atlantyku. Stąd wypłynął Samuel de Champlain, aby założyć
kanadyjski Quebec. Tutaj podobno podają najlepsze mule po marynarsku
na świecie i tutaj wreszcie rodził się impresjonizm.
Sporo
jak na nieduże, bo zaledwie 8-tysięczne miasteczko, prawda?
Pierwsza wzmianka o Honfleur wiąże się z Normanami. Przez wieki
miasto rozwijało się prężnie. Głównie dzięki handlowi
morskiemu, w tym także niewolnikami. Dobra passa odwróciła się po
rewolucji francuskiej. Port się zamulił, a strategiczną rolę
Honfleur - jak wspomnieliśmy - przejął położony po drugiej
stronie ujścia Sekwany Hawr. Z dawnych kilku basenów portowych
pozostał w centrum miasteczka tylko jeden – Le Vieux Bassin. To
najbardziej popularne miejsce Honfleur. Pełno tu knajpek i sklepów,
jest i karuzela, a panorama wysokich kamienic z licznymi jachtami na
pierwszym planie jest chyba najczęściej fotografowanym miejscem w
miasteczku.
Po
co warto tu przyjechać? Na przykład, aby zobaczyć największy
drewniany kościół we Francji. Świątynia pw. św. Katarzyny jest
mocno nietypowa. Posiada dwie nawy główne (których dachy
przypominają kształtem kadłub łodzi), a zbudowano ją podobno bez
użycia piły, a tylko dzięki toporom. Geneza kościoła sięga XV
wieku, młodsza jest stojąca po drugiej stronie placu dzwonnica (w
której mieści się... publiczny szalet). Warte obejrzenia są także
dwie pozostałe świątynie Honfleur. W niewielkim kościele pw. św.
Stefana mieści się obecnie Muzeum Marynarki Wojennej. Kościół
św. Leonarda z kolei zachwyca fasadą - najstarszą częścią
obiektu - zbudowaną w stylu gotyku płomienistego, strzeżoną przez
dwa maszkarony.
Jest
jeszcze Notre Dame de Grace - maryjne sanktuarium patronki żeglarzy,
pełne wotów w postaci modeli i obrazów statków. Na wzgórzu
znajdziemy dwa punkty widokowe - jeden na miasto, a drugi na ujście
Sekwany i potężny most, Pont de Normandie. Oddana w 1995 r. wantowa
przeprawa liczy dokładnie 2143 metrów długości, a jego pylony
wznoszą się na 215 metrów w górę! Robi wrażenie, ale uwaga -
przejazd jest płatny. W jedną stronę musimy więc uiścić 5,40
euro.
Honfleur
było jednym z ulubionych miejsc impresjonistów. Przyjeżdżał
tutaj Claude Monet, Johan Jongkind,
Louis-Alexandre Dubourg, a wcześniej i Gustave Courbet. Jednak
najbardziej znanym artystą związanym z Honfleur był „tubylec”
- Eugène
Boudin.
Dla miłośników malarstwa wizyta w jego muzeum jest obowiązkowa!
Pozdrawiamy! :)